17 grudnia

Minimalizm kosmetyczny. Co dla mnie oznacza? Jak nie wpaść w pułapkę konsumpcjonizmu?

Minimalizm kosmetyczny. Co dla mnie oznacza? Jak nie wpaść w pułapkę konsumpcjonizmu?
Photo by Ron Dauphin on Unsplash

Czytałam ostatnio o ciekawym badaniu (tutaj), w którym stwierdzono, że nadmiar rzeczy jest jedną z głównych przyczyn stresu współczesnych rodziców(!). W okresie przedświątecznym pokus, by kupić coś, czego wcale nie potrzebujemy jest jeszcze więcej niż zwykle. Promocje, zestawy prezentowe, rozczulające reklamy, rozświetlone galerie handlowe, długie ciemne wieczory, które jakoś trzeba sobie umilić. Chyba nie ma osoby, która nigdy nie uległaby tej magicznej atmosferze. I generalnie warto cieszyć się tym czasem przedświątecznym, zapachem pierniczków i choinki, planowaniem prezentów i dekoracji, bo to wyjątkowy czas. Jak jednak w kontekście kupowania kosmetyków to wszystko zrównoważyć, by po świętach nie zostać z zawaloną niepotrzebnymi produktami łazienką? Poniżej kilka moich rad.


1. Lepsze jest wrogiem dobrego.


Na pewno znacie to powiedzenie. Jak ja je rozumiem i stosuję w odniesieniu do kosmetyków? Jeśli mam sprawdzone produkty, które lubię, których używam z przyjemnością, które spełniają wszystkie moje oczekiwania, to do nich wracam. Nie szukam na siłę czegoś innego, bo może by tak coś przetestować. Wiele razy przekonałam się, że w przypadku produktów sprawdzonych, kupowanych ciągle i ciągle nowości uparcie chcę przyrównywać do mojego ulubionego produktu. Potem kończy się tak, że i tak kupuję to co zwykle, a nowość leży i się kurzy (najgorzej) lub uda się komuś oddać (chociaż tyle). Takie zakupy pod wpływem impulsu to zwykle kosmetyki o niesprawdzonym składzie, niedopasowane do naszych potrzeb czy o irytującym zapachu.


Przykład dosłownie z ostatniego miesiąca- krem do rąk. Może banalny, ale jednak. Zamiast mojego sprawdzonego Emotopic kupiłam inny...a potem jeszcze inny...W rezultacie jeden oddałam Mężowi, drugiego używam, ale czekam aż się skończy, żeby wrócić do ulubionego produktu.



2. Nie ma kosmetyków idealnych...nawet jeśli cały kosmetyczny Internet zachwala jakiś produkt.

Mamy różne potrzeby i oczekiwania względem kosmetyków. Nie da się przełożyć jeden do jednego czyjejś idealnej pielęgnacji. Oczywiście warto się inspirować, ale dobrze jest zastanowić się czy rzeczywiście dany produkt ma szansę u nas zadziałać. Mój przykład? Osławione już serum naturalnie wygładzające Resibo. Tak wiele pozytywnych opinii słyszałam i czytałam na jego temat, że koniecznie uparłam się, że muszę je przetestować. Wśród tych wszystkich ochów i achów nie bardzo chciałam wierzyć komentarzom, że w przypadku cer mieszanych produkt może zapychać pory. Niestety musiałam to sprawdzić, by wiedzieć, że nie jest to produkt dla mnie :) I tak teraz zużywam go trochę na twarz, a trochę na dłonie.



3. Jeśli bardzo chcemy kupić sobie jakąś nowość to warto postawić na coś co nas ciekawi/intryguje już od jakiegoś czasu, a nie na "pierwszy lepszy kosmetyk", który zobaczymy w drogerii w ładnym świątecznym opakowaniu. Większa szansa, że taki przemyślany zakup będzie udany.


Marka Sensum mare ciekawiła mnie już od dłuższego czasu. Ostatnio zdecydowałam się na pierwszy zakup- krem przeciwzmarszczkowy Algolight. Skusił mnie nie tylko bogaty skład, ale też uniwersalność: to kosmetyk zarówno na dzień, jak i na noc. Nie chcę na razie za wiele o nim pisać, bo to kompletna nowość u mnie, ale zapowiada się bardzo dobrze.


4. Jeśli nasza pielęgnacja na co dzień jest minimalistyczna to nie warto kupować koszyka nowości z nadzieją, że z dnia na dzień przerzucimy się na wieloetapową pielęgnację.


To tak nie działa. Nawyki wypracowuje się powoli i moja rada jest taka, że jeśli chcemy dopracować naszą pielęgnację, wzbogacić ją o nowe etapy to lepiej to robić stopniowo. Większa szansa wyrobienia nawyku używania nowego produktu, a do tego lepiej wtedy widać czy dany produkt się sprawdza, czy też nie. Można też zamiast inwestować w produkt, którego nie używamy na co dzień spróbować znaleźć lepsze zamienniki tego co już mamy i używamy (wyjątek: punkt 1 ;) ).

Kupujemy coraz więcej i więcej. Nadmiar rzeczy upychamy w kolejnych meblach, a nowe meble zagracamy niepotrzebnymi bibelotami. I tak tkwimy w błędnym kole. Posiadanie wszystkiego do wszystkiego daje nam poczucie stabilności i utwierdza w przekonaniu, że nasze życie będzie dzięki temu łatwiejsze. A tymczasem okazuje się, że może być zupełnie odwrotnie. 

Miłego czasu przedświątecznego i dobrych decyzji zakupowych! :)

19 listopada

Odżywka do włosów w kostce- co zawiera i czy da się zrobić taką w domu? Cz. I Analiza składu

Odżywka do włosów w kostce- co zawiera i czy da się zrobić taką w domu? Cz. I Analiza składu




Po pierwszym podejściu do szamponu w kostce przyszła kolej na kolejny krok- odżywkę do włosów w takiej formie. Tym razem zdecydowałam się na produkt LOVE BAR Regeneracja & Odżywienie, bo mogłam też dobrać do kompletu szampon z tej samej serii. Na początek zerknijmy sobie szybko na skład:


  • Cetearyl Alcohol- substancja powierzchniowo czynna, wpływa na stabilność emulsji i właściwości aplikacyjne kosmetyku, ale wykazuje też działanie wygładzające, zmiękczające, zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody z powierzchni;
  • Sodium Coco-Sulfate- półsyntetyczna anionowa substancja powierzchniowo czynna, dość silny detergent. Po co taka substancja w odżywce? Wydaje mi się, że ze względu na właściwości pieniące. Dzięki temu produkt łatwiej nałożyć i rozprowadzić;
  • Butyrospermum Parkii (Shea) Butter- masło Shea, naturalny emolient; wykazuje działanie pośrednio nawilżające (zapobiega odparowywaniu wody z powierzchni), wygładza, zmiękcza, regeneruje;
  • Cocos Nucifera (Coconut) Oil- olej kokosowy, naturalny emolient; wykazuje działanie pośrednio nawilżające (zapobiega odparowywaniu wody z powierzchni), wygładza, zmiękcza;
  • Aqua- woda;
  • Theobroma Cacao (Cocoa)) Butter- masło kakaowe, naturalny emolient; wykazuje działanie pośrednio nawilżające (zapobiega odparowywaniu wody z powierzchni), wygładza, zmiękcza;
  • Stearamidopropyl Dimethylamine- kationowa substancja powierzchniowo czynna, o działaniu zmiękczającym, wygładzającym i odżywczym, zapobiega elektryzowaniu, zastępuje silikony, ułatwia aplikację kosmetyku;
  • Glycerin- humektant, substancja nawilżająca;
  • Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil- olej ze słodkich migdałów, naturalny emolient, wykazuje działanie pośrednio nawilżające (zapobiega odparowywaniu wody z powierzchni), wygładza, zmiękcza; dobrze tolerowany przez skórę, dodawany do kosmetyków dla niemowląt;
  • Argania Spinosa Kernel Oil- olej arganowy. naturalny emolient, wykazuje działanie pośrednio nawilżające (zapobiega odparowywaniu wody z powierzchni), wygładza, zmiękcza;
  • Aniba Rosaeodora Wood Oil- olejek eteryczny z drzewa różanego, substancja zapachowa;
  • Beta Vulgaris- burak zwyczajny; nie mam pojęcia co robi w tym składzie, ale może Wy macie jakiś pomysł?
  • Zinigiber Officinale Root Oil- olejek imbirowy, zapewne pełni tutaj funkcję substancji zapachowej;
  • Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride- substancja syntetyczna otrzymana z gumy guar; wykazuje właściwości pielęgnacyjne i ułatwiające rozczesywanie włosów
  • Benzyl Alcohol- konserwant
  • Dehydroacetic Acid- konserwant
  • Geraniol- substancja zapachowa
  • Linalool- substancja zapachowa
Dla ułatwienia substancje występujące w składzie podzieliłam na kilka grup:
  • związki powierzchniowo czynne
  • emolienty
  • dodatki pielęgnujące i zapachowe
  • konserwanty
Czy teraz wygląda to trochę prościej? :)

Z pielęgnacyjnego punktu widzenia emolienty są tutaj najważniejszą grupą, związki powierzchniowo czynne ułatwiają rozprowadzanie produktu, zapewniają właściwą stabilność i konsystencję, dodatki uzupełniają działanie emolientów, a całość zabezpieczają konserwanty.

Dobór poszczególnych składników i proporcji to sztuka. Ja mam jeszcze połowę opakowania gotowej odżywki, ale kolejną kostkę planuję spróbować zrobić sama. Jesteście ciekawe efektów? A może próbowałyście już robić odżywkę same i możecie podzielić się przepisem lub poradami? 




20 października

Mały poradnik pielęgnacyjny- cztery porady, które mogą ułatwić codzienną pielęgnację

Mały poradnik pielęgnacyjny- cztery porady, które mogą ułatwić codzienną pielęgnację


Dzisiaj zapraszam na krótki wpis pielęgnacyjny, a dokładnie cztery porady, dzięki którym codzienna pielęgnacja może być lepsza. Nie są to porady w stylu szybki, spektakularny efekt, ale codzienne, dobre nawyki, które z czasem procentują.

Photo by Sarah Dorweiler on Unsplash

 

Porada nr 1- mniej znaczy więcej

Nie będę tutaj zachęcać do minimalizmu kosmetycznego, bo tak jak jedni są zwolennikami jednego kremu, tak dla innych produkty dedykowane i wieloetapowa pielęgnacja to podstawa. Warto jednak przeanalizować to, jak dużo produktu danego typu nakładamy, jak szybko zużywamy dany kosmetyk. Podobno to trochę nasza cecha narodowa, że wsypujemy za dużo proszku do prania, wylewamy na włosy za dużo szamponu, czy myjemy naczynia w za dużej ilości płynu. To jest coś, z czym sama walczę. Lepiej regularnie smarować dłonie kremem niż nakładać go raz dziennie w za dużej ilości. Gruba warstwa kremu przeciwzmarszczkowego pod oczy nie sprawi, że rano obudzimy się 10 lat młodsze, a może wręcz wywołać efekt odwrotny. Za duża ilość szamponu czy żelu do mycia twarzy to nie tylko większe wydatki, ale również większe ryzyko podrażnień i alergii. 
Photo by ian dooley on Unsplash


Jak zmienić złe nawyki i przestać rozchlapywać kosmetyki? Mi osobiście pomaga kupowanie produktów lepszej jakości, droższych. Kremu za przysłowiowe 10zł się nie oszczędza, ale drogie serum traktuje się jak pewien luksus- skrupulatnie odliczając wcierane w twarz krople. Oczywiście nie zachęcam wcale do kupowania teraz najdroższych kosmetyków na jakie nas stać (albo co gorsza takich na jakie nas nie stać), ale do wybierania produktów dobrej jakości, bogatych w aktywne substancje i używania ich jak produktów luksusowych.


Porada nr 2- produkty do oczyszczania twarzy należy zmywać

Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek zapomniał zmyć z twarzy żel czy piankę myjącą, ale o tym, że płyn micelarny należy zmywać dowiedziałam się całkiem niedawno (prowadziłam już wtedy tego bloga!). Dałam się zwieść lekkiej, wodnistej konsystencji, która bardziej przypomina tonik czy hydrolat... A przecież płyn micelarny zawiera substancje myjące! Może jeszcze gdyby się pienił, to wpadłabym na to, żeby go zmyć, a tak, wielokrotnie przecierałam nim twarz jak tonikiem. No cóż mogę powiedzieć... nie róbcie tak :)
Photo by Austin Kehmeier on Unsplash


Porada nr 3- najpierw rozczesujemy końcówki włosów, a dopiero potem przeczesujemy włosy od góry

Czasami wydaje nam się, że jak zaczniemy czesać włosy od nasady, to będzie szybciej. No bo kto by się bawił w skrupulatne rozczesywanie końcówek, jak właściwie już jesteśmy spóźnione? Gdy włosy nie są bardzo poplątane to być może jakoś ujdzie nam to płazem, ale w przeciwnym razie nie dość, że bardziej narażamy włosy na zniszczenia, to jeszcze ryzykujemy że zrobi nam się kołtun, którego rozczesanie nie dość że trudne, to jeszcze czasochłonne. A i tak może się skończyć na konieczności obcięcia poplątanych włosów. Niestety, jako posiadaczka długich i baaardzo cienkich włosów, wiem co mówię.
Photo by Element5 Digital on Unsplash


Porada nr 4- dobrze jest rozczesać włosy przed myciem

Ten punkt jest powiązany z poprzednim. W trakcie mycia włosy i tak ulegają splątaniu, więc lepiej dla nas, żeby nie były splątane za bardzo. Zwłaszcza, że mokre włosy są bardziej podatne na zniszczenia. Dodatkowo masaż szczotką głowy wstępnie oczyszcza ją, chociażby ze złuszczonego naskórka, co też korzystnie wpływa na samo mycie. 


A Wy, jakie macie pielęgnacyjne porady? 

07 października

Jesień & "prawdziwy" cynamon

Jesień & "prawdziwy" cynamon

Piękne słoneczne dni dają iluzję, że to jeszcze lato, ale chłodne, mgliste poranki i coraz ciemniejsze wieczory nie pozostawiają złudzeń- mamy jesień. Ostatnio zastanawiałam się, jak to właściwie jest z tą jesienią? Czy ja ją lubię czy nie? Nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi, ale przynajmniej mam plan, by możliwie umilić sobie tę niejednoznaczną porę roku. Jednym z takich umilaczy jest rozgrzewający cynamon- czy to w cieście z owocami, czy też jako pyszny dodatek do kawy. Pewnie niejeden dom od października do marca wypełnia zapach tej aromatycznej przyprawy korzennej, dlatego dzisiaj postanowiłam trochę o niej napisać.


W czasach studenckich długie godziny spędzane w laboratorium sprzyjały rozmowom na wiele tematów. Zwłaszcza w laboratorium, które specjalizowało się w badaniu ekstraktów roślinnych pod kątem ich medycznego zastosowania. Pamiętam doskonale, jak usłyszałam kiedyś, że ten cynamon to wcale nie jest taki zdrowy i że nie powinno się go nadużywać. Trochę się wtedy zdziwiłam, bo zawsze wydawało mi się, że jest wręcz przeciwnie. Pochłonięta swoimi badaniami do pracy dyplomowej nie zgłębiałam tego tematu, ale na wszelki wypadek postanowiłam stosować tę przyprawę z umiarem. I tak właściwie całkiem niedawno wpadła mi w rękę książka Agnieszki Cegielskiej Naturalnie, a tam rozdział o cynamonie. Nie wiem, czy wiecie (ja przyznaję, nie wiedziałam!), ale pod nazwą tej przyprawy kryje się co najmniej kilka podobnych do siebie gatunków roślin. I jak się okazuje, chociaż są one zbliżone pod kątem smaku i aromatu, to jednak jest pewna subtelna różnica, która sprawia, że nie każdy z nich jest tak samo wartościową przyprawą. Na rynku dominuje cynamon otrzymywany z chińskiego cynamonowca wonnego (Cinnamomum cassia) o dość ostrym, piekącym smaku. W postaci niezmielonej charakteryzuje się wyraźnie ciemnym, brunatnym zabawieniem. Chociaż nie można odmówić mu walorów smakowych i zapachowych to niestety zawiera spore ilości kumaryny- według źródeł internetowych około 1-5% (według autorki książki Naturalnie ok. 5%). Kumaryna, substancja o przyciągającym zapachu skoszonej trawy i wanilii, niestety według aktualnej wiedzy w dużych dawkach prowadzi do poważnych uszkodzeń wątroby. Oczywiście, zanim pobiegniecie wyrzucić wszystkie zgromadzone zapasy cynamonu to pamiętajcie o tym, że dawka czyni truciznę. Stosowany z umiarem cynamon kasja nie powinien zaszkodzić- wszak przyprawa ta stosowana jest w Chinach od wieków. Wielbicielom ciastek korzennych i aromatyzowanych herbat polecam jednak rozejrzeć się w sklepach ze zdrową żywnością za cynamonem cejlońskim (Cinnamomum verum), zwanym też czasami prawdziwym cynamonem. Zawartość kumaryny w cynamonie cejlońskim to... (i tutaj również źródła różnie podają) 0,004% lub 0,04% (autorka książki podaję tę drugą wartość). Jakby nie patrzeć to znacznie mniej.

Cynamon cejloński można odróżnić od chińskiego po wyglądzie lasek. Twarda, zwinięta w jednym kierunku kora to cynamon chiński. Postrzępiona, przypominająca cygaro laska to cynamon cejloński. Ten na zdjęciu wygląda na cynamon chiński. Zdjęcie: Heather Barnes on Unsplash.
 

Czy rozpoznajecie na tym zdjęciu opisywane gatunki cynamonu?

Cynamon (zarówno cejloński, jak i inne odmiany) wykazuje silne działanie antyseptyczne, dlatego między innymi pomaga w walce z przeziębieniem, korzystnie wpływa na układ pokarmowy, jest bogaty w antyoksydanty, potencjalnie może pomagać w leczeniu cukrzycy, czy też chorób sercowo- naczyniowych. Warto dodawać go do potraw, zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym, bo ma też działanie rozgrzewające i wzmacniające organizm. 

Mam nadzieję, że czujecie się zachęceni do używania tej przyprawy, zwłaszcza jesienną porą :)

Wybrane źródła:

Cegielska A, Naturalnie, Burda, Warszawa 2017
Kaławaj K, Lemieszek MK. Prozdrowotne właściwości cynamonu. Med Og Nauk Zdr. 2015; 21(3): 328–331. doi: 10.5604/20834543.1165362
http://www.blog.dunajewski.pl/dietetyka/cynamon-cejlonski-czy-chinski/

25 sierpnia

Szampon w kostce- pierwsze wrażenia

Szampon w kostce- pierwsze wrażenia

Do tematu szamponu w kostce długo podchodziłam jak do jeża. Mimo, że często używam mydeł w kostce, to rozrzut opinii o takich szamponach od zachwytów po myślałam, że nigdy nie rozczeszę po tym włosów skutecznie odstraszał mnie od tematu. Ostatnio, podczas zakupów, zaszalałam i po prostu wrzuciłam kostkę szamponu bez zastanowienia do koszyka. Wiedziałam, że z każdą sekundą zastanawiania się szansa, że wreszcie ją wypróbuję maleje. Szampon przetestowałam w warunkach wyjazdowych, żeby nie kusiło mnie używanie innych, płynnych szamponów zamiennie... i jestem pozytywnie zaskoczona! Tak jak nie przepadam za naturalnymi szamponami, czy raczej tymi bez silikonów i sl(e)s, bo mam po nich efekt matowego siana, tak o dziwo całkiem polubiłam się z szamponem w kostce. Przyznaję, że zawsze stosowałam go z odżywką, bo jednak jest to produkt z gatunku tych, które zostawiają skrzypiące włosy. Mimo to, po wyschnięciu włosy wyglądają zdrowo i błyszcząco, nie ma efektu matowej szopy, czy też przyklapniętych strąków. Jeśli chodzi o używanie to przyznaję, że jest mniej wygodny, bo jednak trzeba trochę namydlić tej piany, którą nakłada się na włosy. I to chyba na razie główny powód, dla którego ciężko mi zupełnie zrezygnować z szamponów w płynie. Także wyjazdowo- bardzo polecam, domowo- kwestia bardzo indywidualna. Chociaż ilość plastikowych butelek wyrzucanych przy sprzątaniu łazienki zdecydowanie zachęca do spróbowania czegoś bardziej ekologicznego.

Celowo nie pisałam od początku o konkretnym produkcie, bo jest to mój pierwszy taki szampon, nie mam porównania z innymi i bardziej niż polecać konkretny kosmetyk chcę polecić samą ideę. Gdyby jednak kogoś interesowało to wybrałam Nature Box Szampoo bar with almond oil, ale chętnie poczytam Wasze polecenia i doświadczenia w tym temacie:)







P.S. Wiecie że są też odżywki do włosów w kostce?

25 czerwca

Mydła- tradycyjne receptury cenione i dziś

Mydła- tradycyjne receptury cenione i dziś
Mydła w kostce kojarzą mi się z dzieciństwem. W dzisiejszych czasach rynek zdominowały żele do mycia i tzw. "mydła w płynie" (które niewiele mają wspólnego z prawdziwym mydłem). Sama przez wiele lat unikałam mydeł wierząc w powszechne zapewnienia, że ich zasadowe pH nie wpływa dobrze na skórę. Z drugiej strony producenci mydeł (zwłaszcza tych naturalnych) zapewniają jednak, że po kąpieli pH skóry bardzo szybko wraca do normy i bardziej niż mydło może nam zaszkodzić  wysuszający, syntetyczny detergent. Co mogę powiedzieć na ten temat dzisiaj? Nie wiem kto ma rację, ale moja skóra wcale nie reaguje źle na mydła. Odkąd zaczęłam je zabierać ze względów praktycznych na wakacje (jedna kostka, którą można się umyć, umyć włosy i jeszcze zrobić pranie! A do tego nie ma z nią problemu przy limitach na bagaż podręczny), to jakoś tak je polubiłam. Dzisiaj chciałabym napisać kilka słów o mydłach, które od lat produkowane są w tradycyjny sposób w różnych zakątkach świata.

1. Mydło marsylskie



Zdjęcie: Artiom Vallat on Unsplash


Ten jeden z bardziej znanych francuskich kosmetyków wytwarzany jest od wieków na południu Francji (Marsylia, okolice Doliny Rodanu i Prowansja). Tradycyjnie w składzie powinna być oliwa z oliwek, jednak obecnie często łączona jest lub zastępowana innymi olejami. Przyjęło się, że mydło to powinno zawierać 72% olejów roślinnych (oliwa z oliwek, olej kokosowy, palmowy, arganowy i inne), ług sodowy (ewentualnie ług potasowy), sól morską, wodę i glicerynę. Czasami skład wzbogacany jest o dodatki zapachowe i pielęgnacyjne, choć najbardziej klasycznym kosmetykiem jest kostka 300g wyprodukowana z oliwy z oliwek. W składzie nie powinno być takich dodatków jak parabeny, glikole, czy pochodne ropy naftowej (na przykład wazelina). Oryginalne mydło marsylskie jest produktem wegańskim, nie jest testowane na zwierzętach i jest bezpieczne dla środowiska (biodegradowalne).



Zdjęcie: Roberta Sorge na Unsplash


Co sprawia, że ta zwykła kostka mydła wciąż jest popularna?

Jej cechą charakterystyczną jest uniwersalność. Nadaje się do mycia rąk, twarzy, całego ciała, może zastępować szampon do włosów. Tutaj z mojego doświadczenia- to wszystko prawda, ale jeśli chodzi o mycie włosów to samo mydło nadaje się do tego na krótką metę, na przykład na wakacjach. Jeśli miałabym zastąpić nim zupełnie szampony to musiałabym dołączyć do niego kwaśne płukanki, które lepiej wypłukują produkt. Mydło to wykorzystywane jest również w gospodarstwie domowym do prania i odplamiania, czyszczenia i sprzątania. Podobno można nim również myć sierść zwierząt (ale tego nie próbowałam, więc nie mogę Wam polecać).



2. Mydło z Aleppo


Zdjęcie: Eugenio Cuppone z Pixabay

Mydło z Aleppo przenosi nas co najmniej do czasów starożytnych. Wytwarzane od tysięcy lat w syryjskim mieście Aleppo mydło to cenione jest za antybakteryjne działanie. Sposób jego wytwarzania należy do najstarszych i najprostszych metod produkcji. Mydło przygotowuje się w wielkich kotłach, gdzie miesza się ze sobą oliwę z oliwek i ług sodowy. W kolejnym etapie dodawany jest olej laurowy i to on odpowiada właśnie za działanie antybakteryjne i lecznicze mydła z Aleppo. Po przepłukaniu i uformowaniu kostek- leżakują one przez dziewięć miesięcy w gorącym, pustynnym klimacie. Produkt końcowy może zawierać różne stężenie oleju laurowego- im wyższe tym mydło bardziej wysusza i ściąga skórę, co należy wziąć pod uwagę przy wyborze produktu. Przyznam szczerze, że nie miałam jeszcze okazji używać tego mydła, ale bazując na znalezionych wskazówkach produkty o stężeniu oleju laurowego do 20% są odpowiednie do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju skóry, natomiast o wyższym stężeniu można stosować przy problemach skórnych, trądziku, stanach zapalnych. Zawsze jednak należy ostrożnie zwiększać stężenie, by uniknąć ewentualnych podrażnień skóry. Produkty o bardzo wysokim stężeniu oleju laurowego ( nawet 70%) mają zastosowanie jako środek do prania (i tutaj przydaje się działanie antybakteryjne oleju laurowego).

3. Mydło kastylijskie


W wersji w płynie to ostatnio mój ulubieniec. Choć oczywiście oryginalne jest w formie kostki. Pochodzi z hiszpańskiego regionu- Kastylii i podobno powstało jako inspiracja mydłem z Aleppo. Delikatne, biodegradowalne, powstaje wyłącznie z oliwy z oliwek i ługu sodowego. Dzięki temu, że nie zawiera dodatków nadaje się nawet do opryskiwania roślin przeciw mszycom i mrówkom. Podobnie jak mydło marsylskie jest niezwykle uniwersalne, można stosować je do higieny osobistej, jak i również prania czy sprzątania. W przypadku sprzątania jego działanie można jeszcze uzupełnić dodając antybakteryjne olejki eteryczne, na przykład z drzewa herbacianego lub lawendowy. Czytałam również, że jest nawet rekomendowane do pielęgnacji delikatnej skóry niemowląt, ale nie próbowałam, więc w tak delikatnej materii nie mogę Wam polecać :)

Mydło kastylijskie jest chyba trochę mniej znane niż marsylskie, ale warto je wypróbować.

4. Czarne mydło afrykańskie dudu Osun


Moim zdaniem najbardziej "egzotyczny" produkt z wymienionych. To mydło do zadań specjalnych. Co ciekawe byłam zaskoczona, że jest dostępne stacjonarnie w Rossmannie. Wytwarzane ręcznie w Nigerii. Nadaje się do pielęgnacji cery problematycznej i wrażliwej, ale też do demakijażu (za wyjątkiem demakijażu oczu!). Ma działanie peelingujące. Skład jest dość ciekawy i bogaty w porównaniu do innych tego typu produktów, ale wciąż naturalny:

miód, masło shea, sproszkowane afrykańskie drzewo sandałowe Osun, olej palmowy, palone strąki drzewa kakaowego, palone liście palmy, aloes, sok z limonki, woda, aromat

Zdjęcie: Ashley Pomeroy / CC BY-SA (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)

5. Savon noir- czarne mydło

Jedyne mydło w tym zestawieniu, które tradycyjnie nie ma formy kostki. Również pochodzi z Afryki, z obszarów Maroka. Do produkcji oprócz oleju z oliwek i ługu potasowego używa się również czarnych oliwek. Mydło to wygląda trochę jak pasta, trochę jak żel. Podobnie jak dudu osun wykazuje działanie oczyszczające i delikatnie złuszczające. Nie miałam okazji go stosować.

6. Szare mydło

Teraz pora wrócić z tych egzotycznych zakątków i do tego trochę cofnąć się w czasie. Historia najbardziej popularnego w okresie PRL-u mydła w Polsce rozpoczęła się w 1921 roku. Pierwotnie mydło to było miękkim mydłem potasowym, obecnie jest to mydło sodowe pozbawione barwników i substancji zapachowych. Produkowane pod marką "Biały Jeleń" przez firmę POLLENA Ostrzeszów oraz jako "Szare mydło" przez firmę Barwa. Oprócz formy tradycyjnej występuje też w płynie (i taką wersję z Barwy lubię najbardziej). Jest hipoalergiczne, może być stosowane również w celach gospodarczych. Warto dodać, że różnica pomiędzy produktami POLLENY a Barwy jest taka, że te pierwsze tworzone są na bazie łoju zwierzęcego (tak jak tradycyjne mydło szare) i tłuszczy roślinnych , natomiast produkty Barwy są wegańskie i bazują wyłącznie na tłuszczach roślinnych.


 "Szare mydło" w płynie to zdecydowanie nie jest klasyka gatunku, ale sprawdza się u nas lepiej niż oryginał.

7. Mydło galasowe



Nie wiem czy używacie tzw. "mydełek odplamiających"- to właśnie w większości mydła galasowe. U mnie sprawdzają się bardzo dobrze- chyba nie ma plamy, której nie udałoby mi się usunąć za pomocą tego małego, niepozornego produktu. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, co właściwie zawierają i czemu akurat w usuwaniu plam sprawdzają się znacznie lepiej niż inne naturalne mydła. Dopiero przygotowując ten wpis zaczęłam przeszukiwać Internet w poszukiwaniu informacji na jego temat... i przyznam, że chyba wolałam nie wiedzieć dokładnie jaka jest jego receptura. Okazuje się, bowiem, że tym "magicznym" składnikiem, który odpowiada za właściwości odplamiające jest... żółć. Co ciekawe, gdy natknęłam się na takie informacje, postanowiłam to sprawdzić wyszukując składy mydełek, które znam. I na przykład producent znanego mi mydełka Dr Reiner ("POLLENA" Ostrzeszów) w składzie zamieszczonym na stronie internetowej umieścił składnik: "substancja wspomagająca usuwanie plam"- bez dokładnego wyszczególniania. Ale już na stronie internetowej Rossmanna przy mydełku Domol taka informacja jest.




Jak jest u Was w łazienkach? Czy królują żele pod prysznic czy jednak używacie też mydeł w kostkach? Ja ostatnio jestem team mydło w kostce, więc podzielcie się w komentarzu sprawdzonymi produktami- niekoniecznie tymi "tradycyjnymi" ;)




Źródła:
https://www.marsylskie.pl/pl/c/MYDLA-MARSYLSKIE/59
https://www.ekologia.pl/kobieta/uroda/mydlo-marsylskie-wlasciwosci-sklad-i-zastosowanie-mydla-marsylskiego,24590.html
https://www.marsylskie.pl/pl/c/MYDLA-Z-ALEPPO/62
https://www.ekologia.pl/kobieta/uroda/mydlo-z-aleppo-dla-cery-z-problemami-i-tradzikiem-mydlo-aleppo-jakie-wybrac,22513.html
https://www.ekologia.pl/kobieta/uroda/mydlo-kastylijskie-wlasciwosci-sklad-i-zastosowanie-mydla-kastylijskiego,24450.html
https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,16148960,Dudu_Osun___czarne_mydlo_z_Afryki.html?disableRedirects=true
aptekagemini.pl/poradnik/uroda/savon-noir-wlasciwosci-czarnego-mydla/
https://biotechnologia.pl/kosmetologia/szare-mydlo-produkt-o-wielu-zastosowaniach,17307
https://pollena.com.pl/blog/sprawdz-co-nowego-u-nas/kultowe-mydlo-bialy-jelen
https://sklep.barwa.com.pl/
https://www.rossmann.pl/Produkt/Odplamiacze-i-wybielacze/domol-mydlo-odplamiajace-100-g,268698,8329


19 kwietnia

Marka, którą warto poznać- flagolie

Marka, którą warto poznać- flagolie
Tegoroczna Wielkanoc była zupełnie inna- przeżywana duchowo w domu i bez spotkań rodzinnych. Myślę, że wiele z Was stanęło przed trudnym zadaniem zorganizowania po raz pierwszy Świąt. Tak też było i w naszym przypadku, bo zrezygnowaliśmy z wyjazdu do Rodziców. Muszę przyznać, że siedzenie w domu na "narodowej kwarantannie" sprawiło, że kompletnie straciłam rachubę czasu i Wielkanoc omal mnie nie zaskoczyła :)

Jedną z rzeczy ogarnianych na ostatnią chwilę były dekoracje na nasz wielkanocny stół. Ważnym elementem jest świeca- jako symbol Światłości Świata. Ale bez względu na to, czy stawiamy świecę na stole w celu dekoracyjnym, czy też symbolicznym warto, by była ona dobrej jakości- ładnie się paliła i nie zawierała zbędnych, szkodliwych dodatków. Chciałam, żeby była to świeca z wosku sojowego, ale w tradycyjnej formie walca, a nie zapachowa w szkle, jakich jest teraz najwięcej. I tak trafiłam na stronę flagolie, na której znalazłam dokładnie to, czego szukałam. Zamówiłam dwie świece naturalne sojowe bezzapachowe i jakież było moje zdziwienie, gdy otwierając przesyłkę znalazłam tam dodatkowo malutką świecę zapachową w szkle :) Już myślałam, że dodałam ją do koszyka przez pomyłkę, ale okazało się, że to taki miły dodatek od firmy, bo nie znalazłam jej w swoim zamówieniu :)





Jak już kiedyś pisałam w poście o świecach- świece sojowe palą się dłużej niż parafinowe, wosk sojowy jest bardziej przyjazny dla środowiska. Moja świeca chociaż na początku paliła się lekko nierówno to teraz już praktycznie tego nie widać. Bardzo polecam te świece, jeśli szukacie alternatywy dla parafiny, ale w takiej właśnie klasycznej formie.



Co do niespodzianki, którą wysłał mi producent. To świeca o nazwie IRRESISTIBLE, czyli nieodparty. Na stronie producenta tak jest opisana:

To zapach obok, którego nie sposób przejść obojętnie. Mocny, intensywny zapach, w którym wyczujesz drewno sandałowe, wanilię jako bazę świecy, którą przełamaliśmy kwiatowymi esencjami róży, jaśminu i odświeżyliśmy dodając limonkę, mandarynkę i cyprys. IRRESISTIBLE to propozycja świecy sojowej dla osób, które lubią orzeźwiające, świeże tony połączone ze słodyczą, subtelnością drewna sandałowego.



Ja jeszcze nie miałam okazji jej zapalać, ale nawet niezapalona przyciąga uwagę swoim zapachem, który mi osobiście, nie wiem dlaczego, ale bardzo mocno kojarzy się z Hiszpanią, takim hiszpańskim domem :) Jest intrygujący, nieprzesłodzony, przyciąga uwagę. Polecam zajrzeć na stronę flagolie, może znajdziecie tam coś dla siebie.

Miłego dnia!


Copyright © 2016 Naturalnie, że zadbana , Blogger